Autobusem przez Sri Lankę
Autobusowa przygoda na Sri Lance
Sri Lanka. Mała górska miejscowość Ella. Przy drodze czeka już kilkanaście osób, wypatrują, kiedy pojawi się nadjeżdżający z góry autobus. Rozkładu na próżno szukać. Wszyscy znają oczywiście przybliżone godziny odjazdów, ale pewności nigdy nie ma. Zawsze warto pojawić się wcześniej i uzbroić w cierpliwość.
Podróżowanie po Azji i Afryce uczy cierpliwości jak nikt inny
Przypomina mi się w tym momencie historia mnicha buddyjskiego, który oczekując już 6 godzin na spóźniający się pociąg siedzi spokojnie i obserwuje pewnego Europejczyka. Ten chodzi niecierpliwie z jednego końca peronu na drugi. Zaczepia napotkane osoby, próbując uzyskać jakieś informację, wymachuje rękoma i przeklina obficie. W pewnej chwili mnich przemawia do niego. Przepraszam Pana, ale czy to, że Pan się tak denerwuje, biega po tym peronie i przeklina, sprawi, że pociąg szybciej przyjedzie?
Każda minuta jest na wagę złota
Nie wiem jak pociąg, ale mój autobus już jest. Wskakuje czym prędzej, autobus nie będzie stał wiecznie. Mam czasami wrażenie, że na Sri Lance dla tych kierowców każda minuta jest na wagę złota. Naganiacz swym doniosłym głosem próbuje znaleźć jeszcze zbłąkanych pasażerów, a jednocześnie zajmuje się pakowaniem bagaży. Nie ma miejsca? Niemożliwe.
Od lat podziwiam, jak oni upychają te towary w najmniejsze zakamarki. Mój plecak tym razem ląduje, gdzieś pomiędzy workami z ryżem a chyba elementami zapasowymi silnika. Jestem szczęśliwcem, udało mi się nawet znaleźć miejsce siedzące. Co prawda nie najlepsze, bo na samym końcu, ale nie ma co wybrzydzać. Zawsze mogłem jechać na stojąco z nienaturalnie wygiętą głową i rękoma kurczowo trzymającymi się drążka. Ruszamy.
Kierowca (…) czuje się panem tej drogi.
Trasa pomiędzy Ella a Tissamaharama. Nasz wiekowy, a przynajmniej na taki wyglądający, autobus Lanka Ashok Leyland pędzi jak szalony. Jego lata świetności już dawno minęły. Właściciel musiał poświęcić sporo czasu na jego udekorowanie, bardzo bogate kolorowe malowanie. Dziesiątki mrugających lampek i liczne ozdoby nie są jednak w stanie przysłonić jego fatalnego stanu.
Standardy bezpieczeństwa mam wrażenie nie istnieją
Kierowca w otoczeniu wielu bóstw, czuje się panem tej drogi. Nic dziwnego, prowadzi w końcu autobus, do którego niepisanym, stworzonym chyba przez niego, prawem należy pierwszeństwo na drodze. Jestem wielki, mogę wszystko. Na nic liczne zakazy, limity prędkości. Silnik wyje jak szalony, zakręty mijają jeden za drugim. Kolejni pasażerowie wsiadają i wysiadają w biegu, uważając przy tym, aby nie paść ofiarą rozwścieczonej maszyny.
Uff udało się cało dotrzeć na miejsce
Podziwiam młodego pomocnika, który stara się nad tym wszystkim panować. W jednej ręce plik banknotów, w drugiej okrągła skrzyneczka skrywająca papierowe bilety, do tego zawrotna prędkość, ostre zakręty, tłum pasażerów i wykrzykiwanie kolejnych przystanków przez otwarte drzwi autobusu. Jest co robić.
Atmosferę podkręca głośno grająca lankijska muzyka i oczywiście panująca we wnętrzu temperatura. Wentylator, który dawał namiastkę chłodu, wnioskując po jego stanie, działał jakieś dziesięć lat temu. Pot spływa mi po twarzy, krajobrazy widziane z okien autobusu przelatują niezwykle szybko. Górskie widoki ustąpiły już miejsca palmom kokosowym i polom ryżowym. Za moment będziemy na miejscu.
Tissa, uff udało się cało dotrzeć na miejsce, niemniej jazda lankijskim autobusem to w wielu przypadkach, jak wizyta na kolejce górskiej w lunaparku. Nie wiem jak Wy, ale ja po takich wrażeniach muszę się napić czegoś zimnego.
Krysia
Niesamowita przygoda, rozmarzyłam się w ten zimowy wieczór…..
Bartek
Sri Lanka potrafi oczarować
Ździsław
Sri Lanka jest mniej popularna niż Tajlandia, ale też nie tak ekstremalna jak Indie. Piękny kraj, piękna przyroda i przyjaźni ludzie. Kiedyś jesscze tam wrócę.
Bartek
Sri Lanka to azjatycka perełka! Trzymamy kciuki za szybki powrót do krainy herbaty.
Teresa
Witaj, Bartku
Takim autobusem jeździłam po Indonezji, gdy (oprócz b. wąskich siedzeń, upału i i bagaży wokół) przy mnie siedział „miejscowy”, w ręku trzymał zapalonego papierosa, w drugiej ręce plastikowy kubek z kawą. Gdy skończył pić, kubek i peta wyrzucił przez otwarte okno na wąską i ciasno zabudowaną ulicę. Nad nami :))) unosił się konduktor i zbierał opłaty za przejazd.
Serdecznie pozdrawiam
Teresa
Bartek
Bez dwóch zdań, podróże taką komunikacją lokalną należą do niezapomnianych przygód:) Pozdrawiam serdecznie!